Moje OKE zaskoczyło i wyniki ukazały się szybciutko, niedługo po północy. Rejestracja, ładowanie. Serwery ledwo zipią, powietrze w pokoju gęstnieje. Jest. Są wyniki... Mój przerywany oddech, a następnie bezdech i niedowierzanie. W negatywnym sensie niestety.
Potem już tylko rozpacz i czarne chmury, przez które przebija się promyczek słońca w postaci OWE. Ta zabawna olimpiada ratuje mi życie - "M! Co Ty ryczysz! Na pewno dostaniesz się do Katowic". Pocieszają mnie, że drogi coraz lepsze, a 6 godzin od domu to wcale nie tak dużo, i że w ogóle wszystko super, że są dumni.
Ja nie jestem.
Po trudach nocy i porannym załamaniu pojechałam z P. do liceum odebrać wyniki. Podniosła atmosfera, przemowa dyrektora, który mimo dość sprzyjających okoliczności głos ma smutny. "Ja wiem, Kochani, że wasze wyniki nie wyglądają pięknie, a szczególnie te z biologii i z chemii. Ale spójrzcie jak wypadliście w skali kraju, zobaczcie na centyle."
I w tym momencie opadają mi z oczu klapki i zaczynam dostrzegać co się dzieje wkoło. Wszyscy mają jakby nietęgie miny, największe prymusy na twarzach mają grymasy niezadowolenia. Podchodzę do K. -jednego z najlepszych i pytam, jak mu poszło. 155 punktów. Centylowo ok 190.
Coś tu jest bardzo nie tak. K. mówi, że nie rozumie, ale widocznie miało tak być i że wie, że nie ma prawa się dostać.
Tylko 155 punktów, ale aż 190 centylowo! Wniosek jest prosty -ta matura wypadła tragicznie...
I nadszedł czas, abym powiedziała wam, jak sprawa wygląda u mnie. A raczej powiem wam to, co wiem. Biologia oraz chemia napisane po 78%. Co daje 96 centyl z biologii i 94 centyl z chemii z skali kraju.
W zeszłym roku z tymi centylami dostałabym się prawie wszędzie. W tym roku nigdzie(?)
Nie rozumiem tej sytuacji. Nie wiem, czy progi mogą o tyle spaść, chociaż powinny (?)
Pozostaje mi czekać i bacznie obserwować rozwój wydarzeń. Mieć nadzieję. że po trudzie włożonym w naukę, marzenia się spełnią.